wtorek, 1 września 2015

Harry Potter Stracony Czas Rozdział 4

Sierpniowe poranki w Czarnym Dworze były cudowne. Nie licząc tego, że był to teren Lorda Voldemorta - najpotężniejszego czarnoksiężnika wszech czasów.
Bellatrix Lestrange uwielbiała to miejsce. O świcie widoki były świetne i mogła być blisko swojego pana. Do tej pory Tom traktował ją jak innych śmierciożerców, ale w wewnętrznym kręgu. Pozostali nie liczyli się. Wykonywali tylko rozkazy i popierali jego wspaniałość oraz idee.
Lecz wymyśliła plan na tyle genialny, że na pewno się uda. Nie było opcji, aby coś poszło nie tak, jak powinno. Spełni połowę największego marzenia Czarnego Pana i on nie byłyby w stanie go zbagatelizować. Nie mógłby. Nie, gdy chodzi o bardzo wysoką stawkę. Na śmierć i życie.
Bella spacerowała przed głównym wejściem do fortecy. Delikatny wiatr owiewał jej twarz, a czarne kosmyki były swawolnie rozwiane.
Jej ciało opinała długa, hebanowa suknia z rękami do nadgarstków.
Nagle poczuła na lewej ręce pieczenie. Mroczny Znak. To oznacza, że Lord oczekuje natychmiastowego przybycia. Nie musiała się teleportować. Wystarczyło, że weszła do głównego holu i przekroczyła mosiężne drzwi po prawej stronie od wyjścia.
Nie pojawiła się jako pierwsza, ale również nie ostatnia. W sali były osoby z wewnętrznego i zewnętrznego kręgu. Riddle z pewnością planuje atak albo ważną naradę. Jak zawsze przepchnęła się do przodu, gdzie stawali "ważniejsi" Śmierciożercy.
- Lucjuszu? - Zaczęła w momencie, gdy blondyn stanął obok niej.
- Słucham Bello? - Odpowiedział chłodnym, lecz uprzejmym tonem.
- Jak miewa się Dracon? Jak mu idzie zadanie?
Brwi Malfoya drgnęły nieznacznie.
- Dobrze wiesz, że rok jeszcze się nie zaczął, nie ma możliwości zrobienia czegokolwiek. - Warknął.
- To nie znaczy, że ma nic nie robić.
- Jestem przekonany, że Draco da sobie radę. Czarny Pan... - Ściszył głos. -... Nie wybrałby go, gdyby wiedział, że nie podoła rozkazowi. A jak twój syn? Odezwał się w końcu? - Jego twarz przybrała ironicznego wyrazu. Trafił w czuły punkt i dobrze to wiedział. Krew zastygła w żyłach Bellatrix. Nie lubiła... Ba! Nienawidziła tego tematu. Z Alexandrem sytuacja była... Skomplikowana. I to bardzo. Dzieciak w wieku piętnastu lat od razu po zakończeniu roku wyniósł się z domu i nie wrócił. Zapisała go do Durmstrangu. Ale ten chciał przenieść się w tym semestrze do Hogwartu, gdzie chodził jego kuzyn. Nie zrobiło to dużej różnicy, więc zgodziła się. Wtedy pierwszy raz od trzech lat odezwał się do niej. Po pewnym... Incydencie, nie rozmawiają ze sobą. Do tej pory pamięta, jak Alex wykrzyczał jej w twarz, że jej nienawidzi i wolałby dementora zamiast matki. Czy powinna się dziwić? Może tak, może nie. Tym, do czego dopuściła, chciała, żeby był silniejszy i nie opierał się na innych. Nigdy nie wiadomo, co mu się w życiu przydarzy. Nie zastanawiając się długo wyciągnęła różdżkę i przystawiła ją do gardła swojego szwagra. Jej twarz przybrała morderczego wyrazu. Kąciki ust blondyna wykrzywiły się w grymasie.
- Po co te nerwy? Nie wolno już spytać?
Widoczne było to, że się z nią drażnił. Wiedział, że tym można bez problemu wyprowadzić Belle z równowagi. 
- Nie. - Wysyczała. - Nie wolno.
- Jak chcesz. - Odparł spokojnie. Tak jak przystoi arystokratom.
Nie musieli czekać długo, wszyscy Śmierciożercy zamilkli, a na tronie zmaterializował się Lord Voldemort. Nie ociągał się, tylko od razu przeszedł do rzeczy.
-Witajcie moi śmierciożercy. Jak zapewne paru z was się domyśliło sprawa jest... Ważna. Do moich uszu dotarły wieści o tym, że Harry Potter zaginął.
Na sali rozległy się szepty wywołane strachem i podekscytowaniem, oczywiście tych, którzy nie mieli o tym pojęcia.
- Cisza! - Podniósł głos. - Cisza. Wiem, iż moja... Prośba... - Wypluł ostatnie słowo. -... Będzie nietypowa, ale macie mieć oko na Pottera. Jedyne, co macie robić to ignorować go. Jak go spotkacie, udawajcie, że nie istnieje. Jedno z was zostało już powołane do pewnej misji i to właśnie ta osoba przyprowadzi go do mnie. Mam nadzieję, że wyraziłem się jasno i nikt nie sprzeciwi się moim słowom. Jeśli jednak znajdą się takie osoby, nie będą potraktowane ulgowo. W moich lochach jest bardzo dużo wolnych cel.
- Tak, Panie. - Odparło kilka osób, na tyle śmiałych, że odważyło się odezwać.
- Dobrze, że się rozumiemy. To tyle. Możecie odejść.
I nie było nikogo. Nikogo oprócz Belli.
- O co chodzi moja droga? - Zapytał Czarny Pan, gdy dostrzegł, że tylko ona została i widocznie na coś czekała.
- Panie mój... - Zrobiła kilka kroków w jego stronę. - Jesteś pewny? Mamy nie ingerować? - Jej źrenice rozszerzyły się.
- Tak. Jestem. I ty to chyba wiesz... Masz jakieś pomysły Bello? - Uśmiechnął się przebiegle. 
- Ja? - Odpowiedziała tym samym gestem. - Skądże... Dlaczego tak sądzisz? - Gdy rozmawiali prywatnie, zwracała się do niego na "ty", a Tom nie miał nic przeciwko. Ich relacja była skomplikowana, bardziej niż z tym gówniarzem.
- Mam nadzieję. Teraz muszę cię przeprosić. Muszę coś zrobić, więc jakbyś mogła...?
- Rozumiem. Już znikam. 
Westchnęła i zamieniła się w czarny dym. 

/***/

- Mówię wam, że to będzie świetny pomysł.
Alex znów wymyślił zajęcie na cały dzień, byle by Harry i Draco nie mieli czasu na kłótnie i docinki. Jak mógł określić ich relacje? Nieco się polepszyły. Nie skakali sobie do gardeł ale również nie stali się kochającymi przyjaciółmi. 
- Znowu? Ostatnio jak coś proponowałeś o mało co się nie utopiliśmy! - Krzyknął rozbawiony i lekko zestresowany Malfoy. 
- Właśnie! - Poparł go Potter, czym sam siebie zdziwił.
- Nie przesadzajcie... - Nalegał.
- Nie przesadzamy. Po prostu... Boimy się o własne życie. Prawda, Potter? - Blondyn przeniósł na niego wzrok i oczekiwał odpowiedzi. 
- He? - Tylko tyle zdołał z siebie wykrztusić.
- Jak zwykle elokwentny. - Westchnął i wywrócił oczami z politowania.
- Wtedy to nie moja wina. Ta łódka była uszkodzona! - Lestrange nie dawał za wygraną, na darmo próbował się wybronić z zaistniałej kilka dni temu sytuacji.
- Tak samo jak "źle umocowane siodło" albo "przecież ten misiek nie gryzie". Kuzynie... Masz fatalny gust co do zajęć. Naprawdę. 
I tak doszli do wniosku. On z Potterem. Alex nigdy, ale to nigdy nie będzie wymyślał, co będą robić. Jakby znów go poparli, to oznacza, że poszliby na samobójstwo z własnej woli.
- Ale.. - A jednak, próbował.
- Alexiu... - Zaczął pieszczotliwie Gryfon - ... Musisz mi wybaczyć ale Mal... Draco ma rację. 
I Lestrange poległ. Przecież nie ocierali się o śmierć! No... Prawie, ale to nie robi różnicy!
- Dobrze. Co więc chcecie?
- Przeżyć. - Draco zaśmiał się. Pierwszy raz. Szczerze. 
A Harry patrzył się na niego uważnie. Do tej pory nie widział Malfoya uśmiechającego się. Nie w taki sposób. Zwykle na jego twarzy był kpiący, sarkastyczny uśmiech. I musiał przyznać, że to co teraz zobaczył, było o wiele przyjemniejszym widokiem. 
- Może pójdziemy na Pokątną? Wiecie że za trzy dni Hogwart. - Zaproponował Gryfiak.
Chłopcy spojrzeli na niego. Oboje myśleli.
- Wiesz... Wcale nie zły pomysł. - Odezwał się brunet.
Wcześniej nie pomyśleli o tym i dobrze, że zielonooki wspomniał o zakupach. Chociaż z drugiej strony miał co do tego wątpliwości. Doskonale pamiętał przerażenie w oczach Pottera. W tych pięknych oczach. Ale jednak musieli kupić rzeczy potrzebne do szkoły.
- To ustalone. 
Draco klasnął w dłonie i wstał z krzesła, szurając nim po podłodze, przez co kilka osób zwróciło na niego uwagę. Blondyn spojrzał na nich z kpiną, a speszeni spuścili wzrok.
- A kiedy? W ogóle, która godzina? - Zapytał Harry.
- Około dwunastej. Odpowiedział Alex.
- To o trzynastej przed wejściem. - Zażądał Malfoy.
Chłopcy kiwnęli głowami i rozeszli się do swoich pokoi w celu doprowadzenia się do porządku i zabrania pieniędzy.
Harry już nie przejmował się tak bardzo, że zostanie rozpoznany. Do końca wakacji pozostało raptem dwa dni i Dumbledore nie miałby po co odsyłać go do wujostwa. Nie opłacałoby mu się to. 
W momencie, gdy wszedł do pokoju od razu rzucił się na łóżko, a to zaskrzypiało pod jego znikomym ciężarem. Przetarł twarz i z osiągnięciem podniósł się z legowiska.
Musiał się przebrać, nie żeby ubiór miał jakieś szczególne znaczenie. Ale spojrzawszy prawdzie w oczy doszedł do wniosku, iż nie chce wyglądać jak bezdomny.
Szurając nogami po podłodze doszedł do szafy i zaczął przeglądać jej zawartość. Po chwili namysłu wybrał czarną koszulkę na ramiączkach, jasne jeansy do kolan oraz granatowe trampki.
Pod koniec lipca zrobił małe zakupy z Alexem. Kupił kilka koszulek, dwie pary spodni i jedną parę butów. Nic szczególnego. Mimo tego dalej miał w swojej garderobie tak zwane "worki' po Dudleyu... Cóż będzie musiał się za to zabrać.
Zdjął swoje dotychczasowe ubrania i stanął przed lustrem. Wyglądał jak chodzący szkielet. Blada skóra, wystające obojczyki, żebra, wychudzone ramiona, nogi niczym patyki. Co prawda przyszły Ślizgon pilnował go, aby jadł, ale robił to w znikomych ilościach. Do tego ciągła dawka ruchu, która była mu codziennie zapewniana, pogłębiała efekt chodzącego kościotrupa. Harry nienawidził swojego ciała. Może to głupie ale niestety prawda. Przez głodzenie za młodego wieku nie urósł tak jak powinien. Mia zaledwie metr siedemdziesiąt, Ron blisko sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, podobnie Alex i Draco. Tylko on był taki. Najniższy ze swojego rocznika. Na miłość  Merlina, nawet Neville go przerósł! Westchnął po raz kolejny, w jego oczach malowało się rozczarowanie. Zaczął się ubierać, by nie musieć na siebie dłużej patrzeć. Nie wiedział jednak, że para szarych oczu przygląda mu się z zaciekawieniem przez lekko uchylone drzwi. Jednak osoba, która w nich stała zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Stwierdziwszy, że może się tak pokazać publicznie wyszedł z mieszkania, zamknął drzwi na klucz i tradycyjnie nie pukając poszedł do pokoju Alexa. Brunet wiązał buta, zobaczył go i posłał mu lekki uśmiech. Potter stał oparty o framugę drzwi i czekał. Nie słyszał, że ktoś skrada się za nim. A szkoda... Bo później coś wbiło się boleśnie w jego żebra, a "coś" miał na myśli palce należące do pewnej złośliwej fretki.
- Malfoy! - Odepchnął jego ręce, nie lubił jak ktoś go macał. Chociaż, tu miał na myśli kogoś obcego, a Ślizgon był mu obcy. Praktycznie się nie znali.
Dracon wyminął go w przejściu i stanął obok kuzyna. 
- Coś się stało, Harry? - Zaakcentował jego nazwisko.
Gryfon wysłał mu dziwne spojrzenie typu "Brałeś coś?". Zmierzył wzrokiem Malfoya i Lestange'a. 
- Niby spokrewnieni, a tacy różni. - Pomyślał.
- Widzę, że jesteście już gotowi... - Zaczął blondyn. - ... W takim razie możemy już iść, prawda? 
- A no. - Odezwał się Alex, pierwszy raz odkąd Potter pojawił się w jego pokoju.
Chłopcy zadowoleni i rozbawieni wyszli z budynku. Gryfon nie lubił tędy chodzić, wszędzie roiło się od podejrzanych typków. Ale co zrobić jak nie ma innej drogi? No właśnie. Na ulicy był nieprzyjemny zapach stęchlizny i brudu. Nie było się w sumie czym dziwić ale przyprawiał on o odruch wymiotny. Pogoda jak na sierpień przystało, nadal ciepło ale jesień zbliżała się niewielkimi krokami do Londynu. Robiło się wcześniej ciemno, częściej padało i powiewał zimny wiatr. Na Nokturnie był niesamowity gwar. Naprawdę mogli wcześniej pomyśleć o kupnie potrzebnych materiałów. Rodzice ze swoimi dziećmi lub bez nich przychodzili tu robić, najczęściej, czarnomagiczne zakupy. A ta aleja, jako jedyna, nadawała się do tego. Pełno tu takich sklepów. 
Dojście na Pokątną nie zajęło im wiele czasu, zaledwie piętnaście minut jak nie krócej. Podczas trasy nie odzywali się, nawet jakby chcieli to nie usłyszeliby nic. 
- Nareszcie. - Wyjęczał Harry, gdy wydostali się z Alei.
- Nie lubisz tej ulicy, prawda? - Spytał Draco, chociaż jego pytanie podchodziło pod retoryczne. 
- To chyba oczywiste, prawda? - Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie wiem jak wy, ale ja muszę iść do Gringotta.
Jako że bank znajdował się naprzeciw wejścia na Nokturn, nie musieli się fatygować z długimi wyprawami.
- My tutaj zostaniemy. - Malfoy skierował słowa do kuzyna i zerknął na Pottera, który pokiwał głową w potwierdzeniu, że ma czym płacić.
- Jasne. - Uśmiechnął się pokazując przy tym szereg idealnych, białych zębów i szybkim tempem poszedł do Gringotta.
Draco i Harry zostali na zewnątrz. Wokół nich panowała nieprzyjemna cisza, pełna napięcia. Gryfon zawiesił wzrok na swoich butach, a blondyn obserwował ludzi. Niektórzy przyglądali się im z zaciekawieniem. Szepty na temat Pottera w towarzystwie syna jednego z najbardziej znanych Śmierciożerców obijały mu się o uszy, lecz jedno spojrzenie, a milkli.
- Ma się ten talent. - Powiedział do siebie w myślach.
Uporczywą ciszę przerwał Gryfon.
- Draco? - Zaczął nieśmiało.
- Słucham? - Odpowiedział nadal lekko zdziwiony, że użył jego imienia. Nie po raz pierwszy zresztą. 
- Tak sobie myślę... Znaczy... - Jąkał się. - Nie chcę się z tobą kłócić ze względu na Alexa. Obiecałem mu to. I ja chciałbym... Pogodzić się. 
Malfoy zdębiał. Pierwszy raz w życiu. Czy Potter oferował mu zakopanie toporu wojennego? Nie, na pewno się przesłyszał. 
- Nie chcę byśmy od razu stali się przyjaciółmi czy coś ale nie chcę też żebyśmy skakali sobie do gardeł na każdym kroku. - Dopowiedział szybko.
A jednak, Malfoy ma dobry słuch.
- No nie wiem... - Draco zaczął się droczyć jak na Ślizgona przystało.
- Draco... 
- A co będę za to miał? - Na jego twarz wpłynął chytry uśmiech.
- Nic nie robisz za darmo, prawda? - Westchnął zrezygnowany i zacisnął pięści ze stresu.
- Nie. Ale ten jeden, jedyny raz mogę zrobić wyjątek. Również nie chcę zachodzic Alexowi za skórę. Więc jak? - Wyciągnął w jego kierunku prawą dłoń. Już nie miał obawy, że Potter ją odrzuci. 
Gryfiak podniósł na niego oczy, w których była... Radość? Nadzieja? Spojrzał na jego rękę i podał mu swoją. Blondyn uniósł w zadowoleniu kącik ust i puścił Harry'ego. 
Dziesięć minut później wrócił do nich brunet. Sakiewkę z galeonami schował do małej torby, którą wcześniej wziął z mieszkania. Stanął przed nimi i czekał. Ale na co? 
Tym razem to Malfoy przerwał ciszę.
- Możemy iść. Co najpierw? - Powiedział swoim zwyczajnym głosem.
- Może Madame Malkin? - Harry nieśmiało zaproponował.
I chłopcy poszli. Oczywiście nie obyło się bez uwag Dracona, że Potter ma kupić sobie lepsze ubrania, a nie ciągle nosić szmaty. I tak jego garderoba została uzupełniona nowymi szatami, koszulami, t-shirtami, bluzami, spodniami i trzema parami butów.
I przysięgnął sobie, że już nigdy nie będzie robił zakupów z  Malfoyem. Nigdy. Gryfon zastał wykończony bardziej niż po treningu Quidditcha.
Podczas ich całodniowego wypadu nie spotkali nikogo szczegółowego. Zielonooki był trochę zdziwiony, że nikt nie rzucił się w jego kierunki ale to w sumie dobrze. Miał święty spokój. Co prawda Draco kilka razy szepnął mu, że ktoś o nich mówi. Właściwie... Jakim cudem on to słyszał? To pozostanie zagadką albo on najzwyczajniej jest głuchy. 
Do Białego Wiwerna wrócili o osiemnastej. Zanim Harry zdążył wejść do pokoju blond-włosy Ślizgon zatrzymał go.
- Potter, naprawdę dobrze ci radzę. Nie noś więcej tych worków. W tym wyglądasz o wiele lepiej. - Powiedział, rzucił krótki uśmiech i wycofał się do swojego mieszkania.
- To było dziwne. Malfoy mówiący mi takie rzeczy? Ym.. Nie. Malfoy mówiący komukolwiek spoza domu Slytherina takie rzeczy? - Pomyślał.
Nie zauważył nawet kiedy Lestrange zniknął za swoimi drzwiami. Nie chciał stać jak idiota na korytarzu również wszedł do swojego pokoju.
Pierwszą rzeczą jaką zrobił było rozebranie się i pójście pod długi, gorący prysznic. Gdy wyszedł z łazienki runął niczym kłoda na łóżko, twarzą do materaca.
W pomieszczeniu rozległo się pukanie. Harry rzucił krótkie "proszę", nie chciało mu się wstawać z łóżka. Było tak przyjemnie miękkie. Idealne.
Drzwi otworzyły się, a w nich stanął Alex. Mógł się domyślić. Bo kto inny? Draco już na pewno śpi. Było nawet późno.
- Mogę wejść?
- Jasne.
Brunet zamknął za sobą drzwi, poszedł w kierunku łóżka na którym wypoczywał jego Gryfiak i usiadł na materacu obok niego.
Harry podparł się na dłoniach i z osiągnięciem zasiadł w siadzie skrzyżnym.
- Widzę, że dogadujesz się z Drayem. - Zaczął rozmowę.
Potter podniósł na niego oczy.
- Nie dogadujemy się, po prostu zawiesiliśmy broń. - Odparł szybko.
Lestange pokiwał głową na znak, że rozumie.
- Alex?
- No?
- Co ty... Co ty do mnie czujesz? - Jego policzki zrobiły się różowe.
- Ym... - Nie wiedział jak zacząć.
- Bo ty mnie... Znaczy pamiętasz. Wiesz o co mi chodzi. - Teraz był czerwony niczym dorodny pomidor. - Nie wykorzystujesz mnie, prawda? - Spojrzał mu w oczy. 
I brunet do dostrzegł, strach wymieszany z nadzieją. Jak on mógł w ogóle tak pomyśleć.
- Nie. Co to to nie. Chodź tu... - Rozłożył ręce i chciał by go przytulił. I Harry zrobił tak, przyszły Ślizgon obejmował ramieniem wychudzone ciało. - Nigdy nawet nie miałem takiego zamiaru. - Wyszeptał.
- Więc co? - Potter nie rozumiał.
- Jesteś dla mnie bardzo ważny, rozumiesz? - Przytulił go mocniej.
- Nie. Nie wykorzystuje cię. Nie byłbym w stanie. - Powiedział zgodnie z prawdą, a Gryfona chyba usatysfakcjonowała taka odpowiedź. Nie liczył nawet na żadne wyznania. Chciał wiedzieć na czym stoi, Alexowi ufał i nie musiał go sprawdzać. Wierzył w jego słowa. Poczuł, że brunet przybliża swoją twarz do jego. Zesztywniał i tamten to wyczuł.
- Tylko to, pamiętasz? Nie zrobię nic czego nie chcesz. 
Pojawił się pewien problem. Mianowicie Harry nie wiedział co chciał. Nadal nie wiedział, czy woli mężczyzn czy kobiety. Może był biseksualny? 
- Zgoda. Możesz.
I Lestrange pocałował go. Nie był tak nieśmiały jak za pierwszym razem. Harry starał się odwzajemnić pocałunek. Alex korzystając z okazji wsunął swój język do ust i zaczął dokładnie badać ich wnętrze. Drażnił podniebienie i zaczepiał jego język. To było przyjemne - Pomyślał Potter. Ale na jego nieszczęście brunet przerwał, co równało się z cichym jękiem protestu. 
- Podobało się? - Zapytał lekko rozbawiony reakcją młodszego czarodzieja. Zielonooki tylko pokiwał głową i przytulił się do niego mocniej.
- Spać... - Jęknął i pociągnął za sobą Alexandra na stos poduszek.
- Tak. - Usłyszał przy uchu cichy szept i nie pamiętał już nic. Zadowolony wpłynął do krainy Morfeusza.

***

Obudziło go słońce świecące mu po oczach, wdzierające się przez niezasłonięte okno. Zauważył, że coś, a właściwie ktoś leży obok niego.
- Alex... 
Na samą myśl uśmiechnął się do siebie. Poleżał jeszcze chwilę ale stwierdził, że nie będzie marnował czasu, wygramolił się z łóżka i doczołgał do łazienki. Zerknął na zegar wiszący na ścianie. Szósta rano. Nie chciał budzić Lestrange'a, ale również nie chciał być sam przez tyle czasu. Draco na pewno jeszcze śpi.
Potter wykonał poranną toaletę i zaczął ubierać się w ubrania, które przygotował wcześniejszego dnia, teraz wisiały na wieszaku w toalecie.
Wyszedł i pierwszy obraz jaki rzucił mu się w oczy to zaspany brunet z gniazdem na głowie, który siedział na skraju łóżka i przecierał oczy.
- Cześć. - Przywitał się zachrypniętym głosem.
- Hej. 
- Dawno wstałeś? - Zwrócił twarz w jego kierunku.
- Dwadzieścia minut temu, tak mi się wydaje. Obudziłem cie?
Przyszły Ślizgon kiwnął przecząco głową.
- I tak miałem wstać.
 - Ahm. - Odpowiedział krótko.
- Zostań tu, pójdę doprowadzić się do porządku i... Mam pewien pomysł. - Uśmiechnął się szatańsko. 
Wyciągnął z kieszeni różdżkę i przetransmutował jedną z poduszek w świeże ubrania. Następnie poszedł do toalety i wyszedł po dziesięciu minutach. Zbliżył się do Gryfiaka i zaczął mu opowiadać swój plan.

Draco Malfoy spał spokojnie w swoim tymczasowym łóżku, śniąc. Nic nie mogło mu przerwać tego stanu. Nic prócz ponad stu kilogramowego ciężaru lądującego na nim z głośnym krzykiem. Przestraszony poderwał się i chciał odgonić intruza, ale gdy zobaczył dwie ciemne czupryny wiedział, że nie musi się fatygować.
- Ja was zabije! - Wrzasnął wściekły i zaczął spychać z siebie kuzyna i Pottera.
- Ależ Drakusiu! Nie denerwuj się, złość piękności szkodzi! - Zaświergotał teatralnie Alex.
- Pieprz się. - Warknął i wściekły ale jednocześnie lekko rozbawiony poszedł do łazienki.
Harry spojrzał na bruneta i zaśmiali się razem. 
- Myślisz że będzie zły?
- Co ty... Jest rozbawiony naszą głupotą. - Odpowiedział.
Ślizgon wyszedł, podąsał się na nich i zeszli na śniadanie do baru.
Usiedli obok okna, naprzeciw wejścia. Gdy wybrali już, co chcą, podszedł do nich barman w celu złożenia zamówienia.
- Co wam podać? - Zapytał z udawaną życzliwością.
Chłopcy złożyli zamówienie i Alex wymusił na Potterze by wziął jeszcze coś, oprócz tradycyjnej jajecznicy i chleba. Zamówił jeszcze tosty z dżemem i sok z cytryn.
Ich posiłek przyszedł w mgnieniu oka. Draco oczywiście marudził jak można czymś takim truć ludzi - mimo to, zjadł i wypił wszystko. Kelner po raz kolejny przyszedł i zabrał talerze.
Malfoya zaczęło nurtować jedno pytanie. Ale później o to zapyta, teraz muszą się spakować.
Porozmawiali jeszcze chwilę i zaczęli się zbierać.
- Słuchajcie, ja muszę iść nas wymeldować na jutro. Idźcie do mnie. Powinienem za niedługo wrócić.
- Chodź, Potter. - Powiedział Malfoy.
Następnie zaczął iść w stronę schodów. Nie sprawdzał czy Gryfon idzie za nim.
- Idź, nie zje cie.
- Nie byłbym tego taki pewien. - Mruknął.
- Ej... I tak patrząc na was mogę stwierdzić, że wasze relacje są o wiele lepsze niż na początku. - Alexander zbliżył się do niego i staną na przeciw. - Zaufaj mi. Dray naprawdę jest w porządku i lubi cię. Nie jakoś szczegółowo, ale jednak
- Nienawidziliśmy się przez pięć lat, a teraz... Teraz wszystko się zmieniło.
- Porozmawiamy gdy wrócę, dobrze?
Spytał i przyciągnął młodszego czarodzieja do krótkiego pocałunku.
Harry uśmiechnął się delikatnie.
- Dobrze. Poczekam.
Powiedziawszy to od razu poszedł śladami blondyna, wprost do pokoju Lestange'a.
 W mieszkaniu czekał na niego blondyn.
- Dłużej nie mogłeś, prawda?
- Rozmawiałem z Alexem – Odparł i zarumienił się lekko, nie uszło to uwadze Malfoya.
- Rozmawialiście? Czy może coś innego? – Rozbawiony uniósł brew do góry.
- My… - Potter nie bardzo wiedział co ma odpowiedzieć.
- Jesteście razem? – Kolejne pytanie, tym razem łatwiejsze.
- Nie.
- Nie?
- Nie.
- Na pewno? Twoja twarz nie jest czerwona bez powodu, a Wiewióry nigdzie nie widzę. Wątpię byś zmęczył się wchodzeniem po schodach. 
Malfoy parsknął śmiechem, a Harry’ego również rozbawiło jego ostatnie zdanie.
- Nie jesteśmy razem. – Zaprzeczył kolejny raz.
- Ale…? – Ciągnął blondyn.
- Nie ma żadnego „ale”. Co cie to w ogóle interesuje? – Zirytował się Gryfon.
- Wiesz, Al to mój kuzyn. Chcę być z jego życiem na bieżąco. Zawsze byłem.
- Może nie powinieneś. – Mruknął pod nosem, by Draco go nie zrozumiał.
- Dobra, jak chcesz, nie mów.
- Draco, jak będą wyglądać nasze relacje w szkole? – Wypalił nagle.
- A jak mają wyglądać? – Odpowiedział pytaniem na pytanie z chytrym uśmiechem na twarzy.
- Trochę... Inaczej. – Plątał się w swoich słowach.
- Czyli jak? – Malfoya zaczęło to śmieszyć, te jąkanie się, trudność w znalezieniu odpowiednich słów i to skrępowanie. Nie zamierzał mu odpuścić. Za dobrze się bawił.
- Nie chcę się z tobą kłócić, polubiłem twoje towarzystwo i w ogóle. – Z zażenowanie spuścił wzrok i utkwił go w swoich butach.
- Wiesz, że jak Ślizgoni cię zobaczą to cie zabiją, a Weasley prawdopodobnie zabije ich.
- Wiem.
- To jak to sobie wyobrażasz?
- Nie wiem, jasne? Czysta improwizacja, nie przejmowanie się innymi i w ogóle.
- Pomyśle ale nic nie obiecuję. – Powiedział poważnie.
- Jasne… - Szepnął.
Blondyn dał ponieść swojej ciekawości. Ciekawiła go jedna rzecz, mianowicie dlaczego Złoty Chłopiec, Wybraniec czarodziejskiego świata nie spędza wakacji w domu, a na Nokturnie w towarzystwie jego kuzyna. To było… Niecodzienne.
- Dlaczego tutaj mieszkasz? – Zapytał.
- Co? – Zmarszczył brwi i spojrzał Ślizgonowi w oczy, nie zrozumiał pytania.
- Elokwencja… Eh… - westchnął – Pytam, dlaczego mieszkasz tutaj, a nie w domu. To takie trudne do zrozumienia? – Sarknął.
- Nieważne. – Jego twarz skamieniała i spiął się, nie miał zamiaru mówić mu takich rzeczy. Ron, Hermiona nie wiedzieli o jego sytuacji u wujostwa, nawet Alex, a co dopiero Malfoy. Prawdę powiedziawszy nie ufał mu, w końcu jego ojciec jest najwierniejszym sługą Voldemorta, a Draco zapewne pójdzie w ślady.
- Nie chcę o tym mówić. – Dopowiedział szybko, widząc mierzące spojrzenie blondyna.
Bo co miałby mu powiedzieć? Że jego życie nie jest takie jakie wydaje się innym i wcale nie jest noszony w domu na rękach, tylko trzymany w pokoju dwa na dwa metry, wyzywany, bity, głodzony? Malfoy zapewne wyśmiałby go.
Natomiast Ślizgon nie był usatysfakcjonowany odpowiedzią. Liczył, że usłyszy coś zupełnie innego, nie wiedział co ale „Nieważne, nie chcę o tym mówić” nie spełniało jego oczekiwań.
- Yhm. – Mruknął w odpowiedzi.
W tym momencie brunet wrócił z teczką w ręce, której nie miał wcześniej.
- To tak – zaczął – tutaj oboje musicie podpisać, dotyczy wymeldowania. Eric oficjalnie nas wypisał ale możemy zostać do jutra.
Prawą ręką w której trzymał różdżkę, przywołał długopis i dał go Harry’emu, następnie podpisał się Draco. Lestrange po raz kolejny machnął przedmiotem i dokumentu zniknęły.
- Co dzisiaj robimy? – Zapytał Gryfiak.
- Chcesz coś robić, naprawdę? Potter, daj spokój, ostatni dzień wakacji, posiedzimy, odpoczniemy i damy sobie spokój.
Wolnym krokiem podszedł do łóżka kuzyna i opadł na plecy. Przedmiot zaskrzypiał niepokojąco.
- Dray, jeżeli je złamiesz to śpię u ciebie, a ty na podłodze.
- Jaaasne. – Zaświergotał i nie zrobił sobie nic ze słów Lestange’a.
Alex westchnął, każdy wiedział, że on nigdy nie żartuje, a Draco najwidoczniej nic sobie z tego nie robił. Kiedyś się jeszcze przekona.

 Prawie cały dzień nic nie robili, o piętnastej poszli na obiad do baru pod nimi i wrócili z powrotem. Spakowali się, zostawiając rzeczy na jutro.
Rozmawiali ze sobą o szkole, nauczycielach, Ślizgon oczywiście musiał wtrącić swoje trzy sykle i dopowiedział, że Skrzydło Szpitalne jest jego drugą sypialnią. Alex oczywiście zdziwił się ale Harry sprostował sytuację, tłumacząc się, że to przez Quidditcha i jego pozycję szukającego.
Potter wspomniał co nieco o kolegach z dormitorium i Ginny, co Malfoy skomentował głośnym prychnięciem, a jakżeby inaczej? Lestrange i tak pewnie nie zapamiętał wszystkiego z ich rozmowy. Nikt by nie zapamiętał. W momencie, gdy Draco i Harry weszli w dyskusje i co chwile jeden prosił go o poparcie, przestał reagować. Oczywiście bawiło go to o co się sprzeczali.
- Jak dzieci. – Pomyślał.
Spędzili ze sobą czas w przyjemnej atmosferze.
- Al, która godzina? – Zapytał Ślizgon.
Brunet podniósł rękę i spojrzał na znajdujący się na niej zegarek.
- Dziesięć po dwudziestej.
- To ja się zbieram i wy też powinniście, jeżeli nie chcecie być chodzącymi trupami. – Tu spojrzał na Gryfona.
- Ma rację, ja też już pójdę. – Dodał Harry.
- Jasne.
Chłopcy wstali z łóżka i przeciągnęli kończyny. Lestrange podszedł do Gryfiaka i przytulił go delikatnie, szepcząc do ucha ciche „dobranoc”. Potter odpowiedział mu tym samym. Alex puścił go i zwrócił się do rozbawionego kuzyna, rzucającego mu spojrzenie „Czy ja o czymś nie wiem?” i również wymieli ze sobą to krótkie słowo. Następnie rozeszli się do swoich pokoi, umyli i zapadli w krainę Morfeusza. Wszyscy oprócz Pottera.
Harry nie mógł spać, może to przez stres wywołany powrotem do szkoły? Ale czego miałby się bać? Była prawie północ, a on od dwóch godzin leżał na łóżku i gapił się w sufit. 
- Nie, to na pewno coś innego. - Powiedział na głos.
- Muszę się przewietrzyć...
Szybko wziął z szafy pierwsze lepsze ubrania i założył na siebie. Zanim wyszedł otworzył okno, by do środka wleciało świeże powietrze. Cicho zszedł po schodach, by nikogo nie obudzić. Wyszedł z budynku i odetchnął głęboko. Było pusto, nikt nie siedział na ulicy. W kilku oknach paliło się światło. Skręcił kilka alejek dalej i szedł wąską uliczką bez celu, przed siebie ale wtedy zobaczył ich, Śmierciożerców. Nawet nie próbował wycofać się niezauważony, bo ci dostrzegli go wcześniej. Obrócił się szybko i zaczął uciekać. Nie wiedział gdzie biegnie, jak najdalej od nich. Co mu do głowy przyszło by wychodzić o tej godzinie?! Zajęty karceniem się w myślach nie zauważył, że wpadł w ślepą uliczkę. Chciał zawrócić, lecz drogę zagrodzili mu poplecznicy Voldemorta. Nie mieli masek ale nie rozpoznał żadnego z nich. Zaczęli niebezpiecznie zbliżać się w jego kierunku. Harry chciał się wycofać ale natrafił na tę przeklętą ścianę.
- O proszę, kogo my tu mamy? - Usłyszał syk od jednego z nich
- Co słynny Harry Potter robi o tak późnej porze na Nokturnie? Czyżbyś szukał towarzystwa? - Pozostali Śmierciożercy zarechotali, a Harry skulił się w sobie.
- Mamy rozkazy ale nikt nie powiedział, że nie możemy się zabawić. 
Potter zsunął panicznie ręce na swoje kieszenie. Cholera! Nie miał różdżki!
-Czyżbyś nie miał jak się bronić? Chłopczyk zgubił różdżkę, a gdzie mamusia? Może pomoże? Ah... Zapomniałbym, jest martwa.
Po raz kolejny usłyszał złowieszcze śmiechy. Patrzył na nich przerażony nie wiedząc, co robić. Nie miał jak się obronić. 
- Petrificus totalus! - Krzyknął jeden z nich, a niewidzialny promień trafił w jego klatkę piersiową i sparaliżowało mu całe ciało.
Znów te śmiechy. Słyszał zbliżające się kroki i ujrzał zadowolone twarze Śmierciożerców tuż nad swoją.  Nie ukrywał, był przerażony.
- Wiecie co macie robić. - Rzucił, prawdopodobnie, ten który nimi kierował. Osoby w czarnych szatach przewróciły go na brzuch.
- Proszę... Tylko nie to...  - Błagał w myślach. Już wiedział co planują. Chciał krzyczeć ale zaklęcie rzucone na niego uniemożliwiało mu to.
Jednym ruchem różdżki został pozbawiony dolnej części ubrań, gdyby tylko mógł się ruszyć...  Czyjeś ręce złapały jego ramiona i wiedział, że to koniec. Próbował poruszyć rękami, nogami, czymkolwiek, niestety próby zdawały się daremne.
- Zrób coś, żeby wydał z siebie dźwięki, chcę go słyszeć.
Harry'ego przeszedł dziwny dreszcz i zorientował się, że może mówić.
- Sadyści! - Wrzasnął rozpaczliwie. 
- Wiemy śliczny, uspokój się.
Zaczął analizować słowa Śmierciożercy ale jak do jasnej cholery miał się uspokoić?! 
- Nie. Nie, nie, nie... - Powtarzał, gdy poczuł przesuwającą się dłoń po pośladkach. 
Wydał z siebie paniczny wrzask. Śmierciożerca rozsunął mu szeroko uda i ulokował się pomiędzy nimi. Zaczął płakać. Poczuł silny nacisk na swoje wejście i krzyknął głośno ale jego oprawcy nic sobie z tego nie robili. 
- Błagam... Błagam, nie... - Zakwilił zdruzgotany.
Poczuł niewyobrażalny ból, gdy mężczyzna wszedł w niego jednym, zdecydowanym ruchem. Wydał z siebie pełen bólu i zdruzgotania wrzask… Było już za późno na cokolwiek. Słone łzy zaczęły spływać po jego policzkach, a Śmierciożercy stali nad nimi, śmiali się i wyzywali od najgorszych. Dlaczego go to akurat spotkało? 
- Dobry chłopczyk... - Usłyszał szept nad swoim uchem, zrobiło mu się nie dobrze. - O kurwa... - Wyjęczał w momencie, gdy znalazł się cały w jego środku. 
Poczuł, że spomiędzy jego ud wypływa krew ale to również nie zrobiło wrażenia na tych bestiach. Mężczyzna zaczął się gwałtownie poruszać. To było obrzydliwe. Tak bardzo pragnął, by Alex znalazł się obok niego i go przytulił... 
- Agh! - Krzyknął, jak Śmierciożerca uderzył coś w jego środku. Sam się zaskoczył ale to rozlało nie najgorsze uczucie wewnątrz niego. Policzki Pottera były całe czerwone ze wstydu, łzy skapywały na ziemie, a głośne stęknięcia nad nim wywoływały w nim odrazę. Mężczyzna złapał go za włosy i z jadem w głosie powiedział:
- Podoba ci się? 
Pozostali znów zarechotali. Jeszcze nigdy nie został upokorzony w taki sposób. Nigdy. Gryfon nie odpowiedział, pozostała duma mu na to nie pozwalała.
Zielonooki był cały obolały, najbardziej w dolnych częściach ciała. Czuj się zdruzgotany, a śmierciożerca nie przestawał go gwałcić.
- Proszę... Błagam... Nie mogę... - Zaskomlał.
- O nie, księżniczko. Każdy się tobą zajmie. - Powiedział ktoś za nim.
I dopełnili swoich słów. Było ich ośmiu. Harry'emu z cudem udało się to zliczyć.
Przez cały czas nie przestawał płakać i krzyczeć.
Błagał by przestali. Chciałby stracić przytomność by nie musieć czuć już TEGO, by nie brać w tym udziału.
Gdy ostatni skończył rzucili na niego przeciwzaklęcie, przez co Harry automatycznie przekręcił się na bok i podwinął kolana.
- Czarny Pan zabronił używać nam na tobie zaklęć ale o niczym innym nie wspominał.
Przecież myślał, że to koniec. Co chcą mu jeszcze zrobić? Nie wytrzyma już tej tortury.
Mocne kopnięcie w brzuch otrzeźwiło go z zamyśleń, następnie kilka w twarz, biodra... Po chwili zaczął kaszleć krwią.
- Proszę... Stop... - Wystękał z trudem. Nie miał siły mówić.
- Dobra, wystarczy, jeszcze tu skona.
I posłuchali go. Potter nie wiedział już co się wokół niego działo. Stracił kontakt ze światem.


~~~~


Witajcie c: 
Jak rozpoczęcie roku szkolnego? 
Rozdział gotowy, nowiutki i chyba trochę powalony. Pisany przez cztery dni. Miałem totalny brak weny. Ale wyrobiłem się na dzisiaj :D
Mam nadzieję, że was nie zraził, przez... No.. Mniejsza. Ostrzeżenia są :/
I mam do was pytanie. Mianowicie:
Jak oceniacie to opowiadanie? Biorąc pod uwagę, że jest to moje pierwsze, brak bety i czasy gimnazjum jeszcze/niestety ze mną są. I koniec pytania.
Liczę na komentarze i byłbym wdzięczny, gdyby ktoś wyłapał jakiś błąd to poinformował mnie o tym. Człowiek uczy się na błędach.
Pozdrawiam, Kay

- Mając na myśli Harry’ego.

7 komentarzy:

  1. Ciekawe opowiadanie. Już nie mogę się doczekać kontynuacji (a także rozwinięcia wątku Drarry, choć pewnie po ostatniej scenie trochę to potrwa)
    Życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszę komentarz, bo jak widzę na forum Drarry, że ktoś się męczy i pisze, a nie ma ani jednego komentarza, to mnie to wkurza, tym bardziej, że jestem cholernie cięta na to towarzystwo wzajemnej adoracji, które gnębi każdego, kto do niego nie należy. Otóż nie jestem zalogowanym tam członkiem, dlatego wypowiem się na Twoim blogu. Nie zrażaj się brakiem komentarzy, zresztą widzę , że tutaj masz kilka, więc ktoś komentuje, oczywiście nie na forum, bo to konkurencja, tam są tylko echy i achy koleżanek i towarzystwa nad własną twórczością. Żałosne. Nie zrażaj się, pisz, jesteś kreatywna i to mi się podoba. Naprawdę mam na uwadze Twój młody wiek. Ja w twoim wieku pisałam sporo gorzej. Oczywiście musisz popracować nad stylem, znaleźć betę( sama wiem, że to graniczy z cudem) ale masz coś, co jest najważniejsze - pomysł i kreatywność.
    Powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    jakie to zadanie ma Draco, zabicie Dumbledora czy na przykład przyjaźń z Potterem i przyprowadzenie go do Voldemorta, mam nadzieję, że Alex nie chce go wykorzystać, ech śmierciożercy mieli ignorować Harrego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    jakie to zadanie ma Draco do wykonania? zabicie Dumbledora czy na przykład przyjaźń z Potterem i przyprowadzenie go do Voldemorta, mam nadzieję, że Alex nie chce wykorzystać Harrego i na prawdę mu zależy na nim, ech śmierciożercy mieli ignorować Harrego...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    jakie zadanie dostał Draco? zabicie Dumbledora czy na przykład przyjaźń z Potterem i przyprowadzenie go do Voldemorta, mam nadzieję, że Alex nie chce wykorzystać Harrego i na prawdę mu zależy na nim, ech śmierciożercy mieli go przecież ignorować...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń