środa, 20 kwietnia 2016

Powrót i informacje

Ogłaszam, wszem i wobec - powracam. Rozdział pojawi się za ok. 6 dni, jeżeli dobrze pójdzie. Chcę przeprosić, jeżeli styl pisania będzie się różnił od dotychczasowego (niektóre leki potrafią wyprać mózg).
A teraz zrobię reklamę pewnego serialu, który niedawno odkryłem. LONDON SPY. Jest to jedyny serial (5 odcinków, jeśli ktoś ma wątpliwości), który wciągnął mnie do wysokiego stopnia. Naprawdę polecam i jeśli komuś by się spodobało proszę o zostawienie swojej opinii pod tym postem. Interesuje mnie Wasze zdanie :D

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

SEVERUS SNAPE W CZASIE ŚWIĄT


Severus Snape nigdy nie lubił świąt. Nienawidził dekoracji, choinek, ozdób, wymuszanych uśmiechów, ogólnie całej fałszywej atmosfery, jaka panowała w tym miesiącu. Po raz kolejny miał zamiar spędzić je w samotności, w swoich komnatach, jak najdalej od Dumbledore'a i jego tegorocznych, szalonych pomysłów oraz tej całej bandy idiotów.
W tym roku wigilia wypadała dwudziestego czwartego grudnia i był to czwartek, czyli już jutro. Podczas dzisiejszego śniadania w Wielkiej Sali myślał, że się przewróci. Z sufitu zwisały czerwono-zielone szale. Czerwono-zielone. Na pierwszy rzut oka wyglądało to, niczym połączanie kolorów Gryffinoru i Slytherinu ale z drugiej strony, jeżeli się nie mylił, były to też tradycyjne kolory elfów, wymyślonych przyjaciół nieistniejącego Świętego Mikołaja. Na stołach zamiast tradycyjnych potraw, było pełno słodyczy ale dominowały pierniki, dużo pierników, od samego patrzenia bolał już brzuch.  I jeżeli wzrok go nie mylił, kilka dni temu stało tu tylko pięć świątecznych drzewek, a nie piętnaście! Na litość Merlina... Nic nie mówiąc usiadł przy stole nauczycielskim i starał się zjeść normalne śniadanie. Pomieszczenie wypełniły już krzyki oraz bardzo głośne rozmowy uczniów, nauczyciele również próbowali przekrzyczeć siebie, przez co hałas był nie do zniesienia.
- Proszę o ciszę! - rozbrzmiał głos dyrektora - Z okazji tegorocznych świąt chciałbym każdemu złożyć jak najlepsze życzenia i pogody ducha. Mam dla was również drobny prezent. - Powiedział, po czym klasnął w ręce, a duchy z dość dużej wysokości zaczęły zrzucać wełniane skarpety, takie jakie wiesza się zawsze nad kominkiem.
Mistrz eliksirów zlustrował wszystkich wzrokiem. Uczniowie Hufflepuffu i Ravenclawu postępowali przyzwoicie, Slytherin tak samo. Jedynie przy stole Gryffindora, jak zwykle panował totalny chaos, jakby ktoś potraktował ich zaklęciami rozweselającymi, może i mu by się takie przydało? Zdziwiło go zachowanie Pottera, to on był zazwyczaj duszą towarzystwa, a dzisiejszego dnia siedział i smętnie przeżuwał swoje śniadanie. A zresztą, co go to obchodziło?

***

- Harry! Stary, co ci? Nie cieszysz się?! Jutro już święta! Prezenty! - krzyknął uradowany Ron.
- Co? A, tak, cieszę, po prostu jestem zmęczony. Nie wyspałem się - odpowiedział i wymusił uśmiech na twarzy.
- Ale super! - wykrzyknął nagle Neville - w tych skarpetkach są słodycze! Patrzcie! 
Wszyscy od razu wzięli do rąk swoje i zaczęli objadać się batonikami i cukierkami. Chociaż to ma sens, po co miałby każdemu dać jedną wełnianą skarpetę? Co mieliby niby z tym zrobić? A tak to przynajmniej poprawią sobie nastrój.
- Kupujecie jakieś prezenty nauczycielom? Albo macie już? - Z letargu wyrwał go głos Mionki.
- Choo? - spytał rudzielec, bo również nie słuchał, był zajęty jedzeniem, a w tym momencie z jego ust wypłynęło mleko z rozdrobnionymi płatkami i zalało stół.
- Braciszku, jesteś obrzydliwy - wtrąciła jego siostra, która patrzyła na niego z niesmakiem, sądziła, że żadna szanująca się osoba, nie zachowuje się publicznie w taki sposób, a jednak jej brat stanowił wyjątek.
- Nie mów z pełnymi ustami - upomniała go Hermiona.
- Co mówiłaś?
- Spytałam - zrobiła głębszy wdech - Czy kupujecie jakieś prezenty nauczycielom?
Ronald spojrzał na nią, jak na wariatkę i powiedział:
- I tak musimy spędzać z nimi praktycznie każdy dzień, po co mamy im cokolwiek kupować?
- Może dlatego, aby zachować jakieś zasady?
- Zasady to ja mam w...
- Ronaldzie Weasley! Ani się mi się waż kończyć tego zdania! - wrzasnęła Granger, chyb trochę za głośno bo parę osób utkwiło w niej wzrok, a ona poczerwieniała ze wstydu.
Właściwie to Harry miał pewien prezent. Jemu się spodobał i miał nadzieję, że osoba która go dostanie uszanuje jego starania.

***

Następnego dnia Severus obudził się w dziwnym nastroju, nie był zły ale nie należał też do normalnych. Po codziennym doprowadzeniu się do porządku zauważył, że pod jego drzwiami stoi kilka małych paczek i jedna torba z reniferem. Zaciekawiony podszedł do nich i przeniósł je na biurko. Na każdym było coś napisane, były to imiona i nazwiska uczniów, a w środku znajdowały się prezenty dla niego. Prawdę powiedziawszy zdziwił się tym, że ktokolwiek będzie chciał mu coś kupić.
Upominków nie było dużo, zaledwie siedem, na pierwszym pisało "Hermiona Granger", dziewczyna wręczyła mu pierniczki i książkę o eliksirach, jakby one mogły przewyższać jego wiedzę.
- Jakie to typowe- powiedział do siebie.
Następne trzy wręczyli mu Ślizgoni, jeden - Albus Dumbledore, i jego wolał jak na razie nie otwierać, chociaż sądząc po zapachu mogło to być coś do jedzenia, kolejny dostał od Horacego Slughorna. Pozostał jeden. Nie był podpisany, a jedynie owinięty w skromy papier podarunkowy.
Zaintrygowany otwarł go. W środku znajdowała się mała szkatułka. Otwarł ją i ujrzał zawartość. Przez chwilę po prostu stał i wpatrywał się w przedmiot. Oprócz tego została dołączona karteczka.
"Mam nadzieję, że Ci się spodoba,
H.J.P"
Dostał małą figurkę z srebrno-czerwonym wężem. A nadawcą był pewien nieznośny Gryfon. 
Po chwili uśmiechnął się do siebie i postawił prezent nad kominkiem.
Może te święta nie będą takie złe.

poniedziałek, 30 listopada 2015

Harry Potter Stracony Czas Rozdział 5

Ból przeszywający całe ciało i nienaturalny chłód, jak na tę porę roku - to jedyne co czuł w tej chwili. Zrezygnowany jęknął i wsparł się na ścianie, by móc wstać w własnych siłach. Nie zapomniał tego, co mu zrobili, niestety. Łzy zebrały mu się w oczach, stał się zdecydowanie za bardzo płaczliwy, cholerne psy Voldemorta!
Zorientował się, że był nieprzytomny tylko chwilę, bo było jeszcze ciemno, a nie czuł się tak jakby spędził tam kilka dni. Dziwne, że nie zabrali go do ich pana ale nie wnikał - lepiej dla niego.
Jeszcze Hogwart.... Nie miał pojęcia, jak to wytrzyma.
Wyszedł z zaułka, zastanowiwszy się, gdzie ma iść, bo prawdę mówiąc, gdy uciekał to biegł przed siebie, nie rozglądając za niczym. Trochę pobłądził, drogę znalazł, jak ujrzał znajomy bar nieopodal "hotelu" w którym zatrzymał się na wakacje. Harrył odczuwał słaby wiatr na twarzy i po raz kolejny, ten nieznośny zapach zgnilizny, można by zwymiotować.
Minęło dziesięć minut, a Gryfon już znajdywał się przed budynkiem, wziął głęboki oddech, wytarł ledwo widoczne ślady po łzach i wszedł do środka.

Alexa obudziło głośne pukanie do drzwi, początkowo starał się to ignorować mając nadzieję, że tamta osoba sobie pójdzie i da mu spokój ale na litość Merlina! Ile można?! 
Zaspany i zły jednocześnie, podniósł się powoli z łóżka i z grobową miną otworzył drzwi. 
Zamarł, Stał w nich jego Gryfiak. 
- Boże... - powiedział pod nosem i wpuścił Harry'ego do pokoju.
To jak wyglądał.... A jego oczy? Zawsze tryskało z nich szczęście, a teraz... Pustka. Pod okiem miał siniaka, a na pojedynczych częściach ciała widniała krew.
- Usiądź, poczekaj.
Szybko poszedł do łazienki po apteczkę i jakieś leki przeciwbólowe.
Wrócił i zastał zielonookiego wtulonego w jedną z poduszek leżących na sofie. Odkręcił wodę utlenioną, wylał ją na gazę i przemył mu twarz oraz dłonie. Jak na razie, wolał nie pytać co się stało ale przed oczami miał najgorsze scenariusze.
- Alex... - odezwał się po raz pierwszy Potter - ... Oni... Śmierciożercy... Boże,...  - rzucił mu się na szyje w rozpaczy.
Lestrange nie zastanawiał się długo i od razu zaczął nim kołysać, żeby się choć trochę uspokoił, bo jak na ten moment był wielką kupką nerwów. Chyba wiedział co się stało, bo te kukiełki Czarnego Pana od razu by go do niego zabrały. Zebrał się na odwagę, bo nie łatwo przechodziło mu to przed gardło.
- Oni... Oni cię zgwałcili?
Zielonooki zamarł, przestał się trząść, tylko nieśmiało kiwnął głową, prawdę powiedziawszy, czuł się głupio, nie umiał się obronić, był słaby... Idiota!
- Merlinie... Harry... Ci... - z jego ust płynęły kolejne słowa, które działały kojąco na psychikę chłopaka.
Brunet szybko zerwał się z siedzenia, puszczając przy okazji Gryfiaka i otworzył jedną z szafek przy swoim łóżku. W jego ręce znalazła się mała fiolka z jakimś płynem.
- Wypij to, to eliksir bezsennego snu, nie przejmuj się niczym, zaufaj mi, dobrze? - Spytał patrząc mu w oczy.
- Ufam... - i tak nie miał już nic do stracenia, najpierw rodzice, Syriusz, on... Co jeszcze pozostało?
Wyciągnął dłoń po przedmiot, który chwilkę później odkręcił i od razu wypił całość. 

              W momencie, gdy zapadł w sen, Alex spróbował doprowadzić go do porządku, zaklęciami umył go z brudu i krwi, wyleczył wszystkie rany i prawdopodobne złamania niektórych kości, dał mugolskie leki przeciwbólowe i ubrał w czyste ubrania.
Zdawał sobie sprawę z tego, że Harry nie ma zapewne jeszcze wszystkich rzeczy spakowanych, więc poszedł do jego pokoju rozejrzeć się i dopakować pozostałe ubrania. Zostawił tylko te na jutro, a praktycznie już dzisiaj.
Stał przed pokojem kuzyna, musiał mu nakreślić zarys sytuacji, bo przecież Dray był czasami nieobliczalny i nie wiadomo co palnął by w jego stronę. Nie fatygował się z pukaniem, rzucił niewerbalną Alohomorę i wszedł do środka.
- Dray wstawaj. - powiedział stojąc nad nim.
Nic.
- Dray... - spróbował po raz kolejny, już nieco głośniej.
Nadal cisza.
- Draco, wstawaj. - podniosły ton.
Kurwa mać!
- Malfoy! Wstawaj do jasnej cholery!
Ten zakrył sobie głowę kołdrą, która zaraz została z niego brutalnie zerwana i podniósł się z furią w oczach. Tak... To było u nich dziedziczne, nikogo z tego rodu nie powinno się budzić w środku nocy, bo można wyjść, na tamten świat. Alex już raz tak zrobił, skończył w płonącej koszulce, a skrzaty próbowały go ugasić. Nieciekawa historia ale przynajmniej nic mu się nie stało.
- Czego?! - wydarł się.
- Ciszej, bo wszystkich pobudzisz.
- Yhm... Jaki powód jest na tyle ważny, żeby wyciągać mnie z łóżka o... - spojrzał na okno - ... czwartej rano! Odwaliło ci?!
Lestrange spojrzał na niego zdziwiony. Skąd on wiedział, która jest? Po tym, jak jest na zewnątrz? Szybko się otrząsnął i kontynuował.
- Słuchaj, to trochę... Pf... Bardzo ważne. - zrobił przerwę - Wstałbyś wiesz? - zirytował się.
- No?
- Chodzi o Harry'ego.
- Znowu... - wywrócił oczami.
- Możesz być choć raz poważny?
Mina Malfoya zrzedła, czyli to było coś poważnego, bo jak znał Alexa to do tej pory prawie nigdy nie zachowywał się tak poważnie, widział go takiego może... Trzy razy w życiu? Może mniej? Nieważne.
- Okej... Mówi, o co chodzi? Co się stało?
- Śmierciożercy go złapali, jest u mnie ale jego stan... - Malfoy przełknął ślinę - ...Nie jest najlepszy. Dałbyś radę zachowywać się trochę milej? Wiem, że nie dogadujecie się już tak źle, jak na początku ale nie wyjeżdżaj w jego kierunku z jakimiś głupimi tekstami, okej?
Blondyn pobladł, wyglądał dosłownie jak kreda.
- A... Co się stało? - zapytał po chwili.
- Nie mogę ci powiedzieć, chyba, że Harry mi pozwoli ale więcej ode mnie nie wyciągniesz.
- Skoro tak. Będę zachowywał się przyzwoicie, a teraz z łaski swojej daj mi spać.
Powiedział i wskoczył pod kołdrę, jak najdalej od tego nocnego sadysty... Jak to zabrzmiało, zaśmiał się w duchu. Co do Pottera... Nie miał pojęcia, co takiego się wydarzyło ale dobrze, opanuje się przed docinkami, nawet tymi żartobliwymi. Nie musiał długo czekać, a zasnął ponownie.
    W tym samym czasie syn śmierciożerczyni wrócił do pokoju i stanął w oknie. Musiał się położyć, chociaż nie był przekonany czy opłaci mu się zasnąć na cztery godziny, o ósmej trzeba było by wstać, skoro o jedenastej mają pociąg do Hogwartu. Katastrofa, cóż, takie myślenie nic mu nie da, a jeszcze bardziej wszystko pogorszy.
 Kątem oka spojrzał na śpiącego chłopaka, jemu nie powinny się przydarzyć takie rzeczy. Nie znał go na tyle dobrze, by znać całą jego historię ale wiedział wystarczająco dużo i miał prawo powiedzieć, że nie powinien mieć takiego życia. Po raz ostatni zerknął przez szybę i przetransmutował jakiś wazon i kwiatki w kołdrę i poduszkę, Harry zajął jego łóżko, nie chciał stresować Gryfiaka, a podłoga nie była najlepszym wyborem. Rozłożył się na kanapie, zasnął, a obudził się o pół do dziewiątej tego samego dnia. 
Wykonał rutynowe czynności i dopakował swój kufer. Po krzykach na korytarzu można było wywnioskować, że Dray już wstał, a po nocnej pobudce miał bardzo kiepski nastrój. Zielonooki jeszcze spał i wypadałoby go obudzić.
- Harry... Gryfiaku... - zaczął mówić, a odpowiedzieć mu ciche prychnięcie, jak u kotka - Wstawaj...
- Yhmmm... Już.... - mruknął.
    W tym samym czasie do środka wpadł Draco ze swoimi rzeczami, ubrany w czarne spodnie, buty i białą koszulę w której był odpięty pierwszy guzik i rękawy elegancko podwinięte do łokci. Jego włosy były na żeli ale nie wyglądały jakby ktoś wylał na nie litr oleju, można by powiedzieć, że idealne.
Potter podniósł głowę i przeniósł wzrok na blondyna, jego źrenice rozszerzyły się, następnie spojrzał na Alexa, który tylko kiwnął głową. Wstał z łóżka, zabrał rzeczy, które wcześniej wypatrzył, po czym zamknął się w łazience. 
Stanął naprzeciwko lustra, jego skóra była blada, oczy podkrążone, a po lewej prawej stronie twarzy widniał okropny, czerwonofioletowy siniak. Co prawda, Alex przywrócił go do porządku, jak spał ale i tak musiał wziąć prysznic.
Woda zaczęła obmywać jego ciało, ciepłe strumienie zmywały cały brud, jaki na nim pozostał. 
Co do wydarzeń sprzed kilku godzin... Doszedł do wniosku, że użalanie się nad sobą w niczym mu nie pomoże, mimo wszystko. Nie zauważył nawet jak woda zrobiła się zimna.
- Cholera... - syknął.
Zakręcił kran i stanął na białych, marmurowych kafelkach, po czym owinął się niebieskim puchatym ręcznikiem, który bardzo lubił. Nie owinął się jak "typowy facet" w biodrach tylko od klatki piersiowej jak jakaś baba. Po chwili ubrał zielona koszulę pod którą miał biały podkoszulek, czarne spodnie i w tym samym kolorze tenisówki. Szybkim ruchem ogarnął gniazdo, jakie zrobiło się na jego głowie. Zerknął jeszcze raz na ślad pod swoim okiem, siniak będzie się długo utrzymywał i do do tego nie było wątpliwości.
Uznawszy, że jest  gotowy odkręcił zamek w drzwiach. 
- To moja wina?! - spytał podniosłym głosem Alex, który widocznie go nie zauważył, Malfoy zresztą też. Chłopcy ewidentnie się kłócili.
- Przeszkadzam?
Dwie pary oczu przeniosły się na niego.
- Nie, nie, chcesz jeszcze coś zjeść? - Lestrange zwrócił się do niego. Widać, że był zdenerwowany ale Harry miał już dość kłopotów i o nic nie wypytywał.
- Nie jestem głodny. Zjem może później.
- Okej. - odparł blondyn.
Szybko spakowali ostatnie rzeczy Harry'ego z pokoju Alexa i wyszli przed budynek. Nie fatygowali się przywoływaniem magicznych pojazdów, siecią Fiu ani miotłami. Syn Bellatrix po prostu ich teleportował na dworzec King's Cross w Londynie. Harry dalej nieufnie przyglądał się ludziom i Alex doskonale to widział, Draco zresztą również i obaj uśmiechnęli się do niego. Malfoy nie wiedział, co się dokładnie stało ale widząc powagę swojego kuzyna posłuchał go i do wyjaśnienia spawy będzie dla niego milszy niż dotychczas.
Nie wyróżniali się szczególnie swoim wyglądem ale twarz Pottera, a w sumie pewien ślad na niej, przykuwał uwagę mugoli.
- Okej, Harry? - zapytał brunet.
- Tak.
Przeszli przez perony i po chwili stanęli pomiędzy dziewiątym i dziesiątym. Czujnie rozejrzeli się dookoła czy aby nikt na nich przypadkiem nie patrzy. Gdy byli tego pewni, bez zastanowienia wbiegli w mur, wszyscy zamknęli przy tym oczy, każdy chyba go robił, jakby bał się, że coś się nie uda i roztrzaskają się o ścianę. Zabawne, niczym w drugiej klasie.
Od razu do ich uszu doszły głośne rozmowy, zgrzyty pociągów, gwizdki konduktorów, odgłosy zwierząt i inne podobne dźwięki.
- Nie mogę się doczekać. - powiedział szczerze Harry.
- Aż taki lubisz szkołę? - Draco spojrzał na niego.
- Nie, ale nie tyle lekcje co sam zamek i całą atmosferę.
- Dobra, chodźmy już do pociągu, bo jest... - Lestrange spojrzał na zegar - ... dziesiąta trzydzieści, wiem jak to wygląda i nie wiem jak wy, ale nie mam zamiaru siedzieć na korytarzu.
Gryfiak zrobił głęboki wdech, teraz już wróci do domu, tego prawdziwego, do Rona i Hermiony, do przyjaciół, tam było dobrze ale nie wiedział, że tej rok będzie zupełnie inny niż wcześniejsze.