Strony

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Harry Potter Stracony Czas Rozdział 2

Bellatrix Lestrange nigdy nie przejmowała się innymi. Nigdy nie obchodził jej nikt po za nią samą. Nigdy nikogo nie kochała. Nawet, gdy urodziła Alexandra - nie okazywała mu żadnych uczuć. Był niechcianym dzieckiem. 
Miała dwie siostry: Andromedę i Narcyzę. Z pierwszą przestała utrzymywać kontakt po tym, jak wyszła za mąż za mugolaka i okryła hańbą rodzinę.
Druga poślubiła wysoko cenionego Lucjusza Malfoya.
W przeciwieństwie do nich nie czuła żadnej sympatii do swojego męża. Wyszła za niego tylko dlatego, że pochodził czystokrwistej rodziny. Jej prawdziwą pasją i miłością był Czarny Pan. Złoto, kryształowe zamki i tysiące galeonów nie miały znaczenia, bo to właśnie dla Toma straciła głowę.
Lord Voldemort posiadał miano jednego z najpotężniejszych czarodziei, jacy istnieli. Słynął z obsesyjnej żądzy dążenia do perfekcyjności. Cały świat musiał być doskonały i koniec. Pozbawiony nic nieznaczących mugoli, szlam i zdrajców krwi. Z niektórych związków pomiędzy czarodziejem, a istotą nie magiczną, rodził się charłak. Bycie nim oznaczało upokorzenie do końca życia. Riddle nigdy nie wyobrażał sobie funkcjonowania bez magii. Jednak istniała jedna rzecz, jakiej Czarny Pan nie potrafił i nie umiał zrozumieć… Miłość. Tak mało, a tak dużo. Bella mogłaby dać mu serce na tacy, a on by je odrzucił. Swój gniew wyładowywała na innych. Była wyjątkowo, nawet jak na śmierciożercę, okrutną i żądną krwi oraz niezwykle inteligentną czarownicą , co z jej wybuchowym, gwałtownym charakterem i doskonałym opanowaniem Czarnej Magii sprawiało, że zajmowała wysoką pozycję wśród najniebezpieczniejszych czarnoksiężników. Miała nadzieję, że przez jej status Lord zwróci na nią uwagę, niestety do tej pory nie ukazały się żadne efekty. Będąc wierną Tomowi, nie wahała się przed tępieniem i krytykowaniem, każdego, kto go zawiódł lub nagiął zaufanie. Nienawidziła mieszańców pochodzących z rodzin mugolskich, pozbywała się ich z satysfakcją. Podobno określenie „szlama” w magicznym świecie było uznawane za wulgarne i żaden szanujący się czarodziej nie używał takiego słownictwa. Lestrange mogłaby polemizować długo na ten temat. Kobieta żądna uwagi Marvola była w stanie zrobić wszystko… Nawet, jeżeli wiąże się to z niemożliwym.


***


Złoty Chłopiec Gryffindoru spędzał miłe popołudnie w towarzystwie Alexandra w lodziarni Floriana Fortescue. Był już początek sierpnia i Dumbledore jeszcze go nie znalazł. Oczywiście w Proroku znajdowały się artykuły głoszące między innymi: „Wybraniec czarodziejskiego świata zaginął!”, „Czy porwał go Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać?”, „Harry Potter nie żyje!” – I inne głupstwa, jakie powypisywała Rita Skeeter. Nikt nie wpadł na pomysł, że może on przesiadywać na Nokturnie w towarzystwie syna jednej ze śmierciożerczyń. Z brunetem stali się niemal przyjaciółmi, nie zdradzali sobie swoich sekretów i nie rozmawiali na niektóre tematy, ale można było ich tak określić.
- Alex? Kiedy ten twój kuzyn przyjeżdża? – Spytał zaciekawiony Potter. Nowo nabyty kolega wspominał, że jego krewny przyjedzie w pierwszych dniach drugiego miesiąca wakacji. Do tej pory Gryfon nie ma pojęcia, kto to jest, a Lestrange nic nie chciał mu powiedzieć.
- Hm…? A… Chyba za dwa dni, ale w jego tempie będzie za cztery. Nigdy nie przychodzi w ustalonym terminie. Dlatego jak już są jakieś spotkania rodzinne to u niego w domu, bo inaczej się nie da.
Po dwudziestu minutach od zamówienia w końcu podeszła do nich kelnerka i dała im ich lody. Gdy odchodziła uśmiechnęła się uwodzicielsko do Lestrange’a ale on tylko skrzywił się i wrócił do rozmowy z Harrym. Dziewczyna prychnęła pod nosem i podniosła głowę dumnie odchodząc. Potter, jak zobaczył swoją porcję wytrzeszczył oczy.
- To miało być małe… - Jęknął.
- Jest małe.
- Dla ciebie, jesteś większy i starszy… to się nie liczy. – Marudził dalej.
- Liczy, liczy. Nie narzekaj, jedz. Musisz przytyć, jesteś zdecydowanie za chudy.
- Yhmmhm… - wymruczał niezrozumiale Gryfon.
Często przekomarzali się w ten sposób. Niby kłótnia, ale przyjacielska i nie było w niej za krzty nienawiści.
- Jak myślisz, do jakiego domu trafisz, gdy Tiara Cię przydzieli? – Wypalił zielonooki.
- Najprawdopodobniej do Slytherinu. Nie miałbym, gdzie indziej. Do Gryffindoru nie mógłbym, bo to odwaga, śmiałość, determinacja i lekkomyślność. Ravenclaw - nauka, inteligencja i kreatywność, a Huffelepuff? Wszyscy Puchoni są tacy… Puchonowaci. Wiesz, uczciwi, spokojni, sprawiedliwi… Nie nadawałbym się. Nie obraź się za wzmiankę o Gryfonach. Nie pasujesz mi do nich… - zrobił minę myśliciela - … chociaż… nie jednak nie.
Resztę deseru zjedli w ciszy, bo po długiej przepowie Alexa większość i tak się rozpuściła. W kawiarni przesiedzieli godzinę, a wyszli o siedemnastej. Na zewnątrz było kilkadziesiąt osób, które teraz robiły zakupy. Jak na sierpień było chłodno i Harry zatrząsł się, a duża dawka lodów, jakie w siebie wcisnął potęgowała wszystko. Lestrange zauważył jego grymas i jakby czytając mu w myślach objął go ramionami, na co Gryfiak pisnął z zaskoczenia. Brunet roześmiał się z reakcji młodszego chłopaka.
- No przecież widzę, że ci zimno.
I miał rację. Potterowi od razu zrobiło się cieplej.
- Alex? Ty nie… nie zostawisz mnie, prawda?
- Nie rozumiem. Dlaczego miałbym to robić?
- Bo… Gryffindor i Slytherin od zawsze ze sobą konkurują i jest wojna między domami. Tak się przyjęło i wszyscy uznali to, jako zasadę…
- Harry… - zrobił przerwę -… zasady są po to, żeby je łamać. Nie zostawię cię.
- Dziękuje.
Powiedział cicho. Bo słynny Harry Potter stał się dla Alexandra kimś bardzo ważnym. I mówił prawdę, że nigdy go nie zostawi. Bo on zawładnął jego sercem i to nie na chwilę.
- Dobra… powinniśmy iść. Nie możemy tu stać całą wieczność.
Rzekł i puścił zielonookiego.
- Tak, powinniśmy.  - Oczy jeszcze niedawno skrywane za okrągłymi szkłami przybrały wielkość piłeczek do ping ponga. – Cholera…
Przyjaciel odwrócił się i starał się dostrzec to, na co tamten patrzył przez krótki moment.
- Co jest? – Spytał z niezrozumieniem.
- Te dwie dziewczyny, są z mojego domu i… - w tym momencie jego spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem  Lavender Brown.
Była z nią jej przyjaciółka Parvati Patil.
= To Harry! Harry Potter! On żyje!
Zaczęły krzyczeć i wszyscy zwrócili na nie uwagę, a następnie spojrzeli na osobę, na którą wskazywały. Na ulicy zrobiło się duże zamieszanie.
- Uciekaj. Aurorzy zaraz tu będą. Nie chcesz by cię złapali. Dumbledore odeśle cię na Privet Drive. Nie chcesz tam wrócić.
Usłyszał głos w swojej głowie, przez chwilę nie wiedział, co robić, lecz spojrzał błagalnie na bruneta, który stał jak wryty i patrzył na osoby wytykające ich z podnieceniem w oczach.
- Alex… Alex… Chodźmy stąd, proszę cię. Alex!
Nie zastanawiając się długo złapał Lestrange za rękę i pociągnął w kierunku wejścia na Nokturn. Z daleka dało się usłyszeć okrzyki, „Co on robi?!”, „Dumbledore na pewno mu pomoże!”, „Kim był ten drugi?!”, „Patrzcie to członkowie Zakonu Feniksa, pomogą mu!” Osoba w jego umyśle nie myliła się, czarodzieje przybyli, a on nie chce, żeby go znaleźli. Chłopcy zwolnili biegu, gdy dostali się na zamieszkały przez nich teren. 
- Harry! Zwolnij!
Obaj zatrzymali się i oparli o ścianę jednego z tutejszych budynków. Głośno dyszeli, będą musieli w przyszłości popracować nad kondycją.
- Nie mogą… Musimy iść do mieszkania… Nie chcę…
I po tych słowach bardzo szybkim krokiem zmierzał w kierunku Białego Wiwerna. Na razie chciał uciec jak najdalej stąd i oczywiście będzie musiał wytłumaczyć się swojemu towarzyszowi jego reakcją. Wiedział to. Z głośnym hukiem otworzył drzwi do baru i wbiegł na swoje piętro, by pod wejściem poczekać na Alexandra.
Ten dotarł zaraz po nim i podał mu rękę, aby wstał z podłogi.
- Chodź do mnie.
Później wyciągnął klucz i weszli do pomieszczenia. Brunet zajął fotel stojący naprzeciwko sofy, na której usiadł Potter.
- Dlaczego tak zareagowałeś?
- Nie chcę ci mówić... Nie dla kaprysu. To dla mnie trudne. Nawet moi przyjaciele, których znam już od początku szkoły nie wiedzą o niektórych rzeczach i nie chcę... Nie chcę ci mówić... Nie obraź się, proszę.
Alex nie wiedział, jak miał zareagować. Przez chwilę wpatrywał się w nastolatka z nieokreślonym wyrazem twarzy, ale po chwili wpłynął na nią delikatny uśmiech. Podszedł do zielonookiego i położył mu dłoń na ramieniu w geście zrozumienia.
- Nie gniewam się.
- Naprawdę?
- Tak. Naprawdę. 
- Dziękuje.
- Chodź na dach, jest tam huśtawka i ładny widok. 
Potter pokiwał głową i Lestrange teleportował ich na najwyższy punkt budynku. Gryfon obszedł już nie raz cały blok i nie znalazł żadnego wejścia na górę. Widocznie trzeba było użyć magii lub schody zastały zabetonowane. Teren nie był pokaźny. Stał tu stół, parę krzeseł, a przy jego końcu stała niewielka, materiałowa bujawka. Chłopcy podeszli do niej i usiedli. Był z niej piękny widok na Nokturn i na Pokątną. Na niebie było widniały gwiazdy, a żadna chmurka nie raczyła się pojawić na nim. 
- Alex? Co sądzisz o życiu po śmierci?
- Skąd to pytanie?
- Po prostu. Jak myślisz, co zmarli tam robią?
- Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Na pewno mają lepiej niż na ziemi. Według tej... Religii mugolskiej istnieje niebo, gdzie trafiają dobrzy i piekło - tam źli. Jest też prawdopodobieństwo bytu astralnego. Są również duchy, ludzie nieszczęśliwi za życia.
- Słyszałeś o zasłonie, która jest łącznikiem pomiędzy naszym światem, a tym drugim?
Brunet pokiwał głową.
- Sądzisz, że gdy ktoś za nią wpadnie to można go stamtąd wydostać?
- Dlacz... Nie mam pojęcia. Musiałbym poczytać, nie jestem w stanie ci odpowiedzieć. Nie rozumiem tylko, dlaczego mnie o to pytasz.
- Z ciekawości.
Skłamał. Myślał nad tym, czy mógłby w jakiś sposób wyciągnąć Syriusza zza bariery. Słyszał powieści o tym, że komuś udało wydostać się bliską osobę, ale nie pamiętał ich całych. Gdyby mógł zrobiłby wszystko by przywrócić ojca chrzestnego do żywych. Nie mógł pogodzić się z jego śmiercią. Jeszcze na łącznie pięć miesięcy, jak nie dłużej będzie musiał przebywać z  Dursleyami. Na nieszczęście Gryfona, przypomniał mu się moment, gdy dowiedział się, że nie wróci do nich już nigdy więcej.

 - Wiesz, co to oznacza?- Zapytał Syriusz w momencie, gdy szli ciasnym tunelem. - Zdemaskowanie Petera Pettigrew?
- Jesteś wolny. - Odrzekł Harry.
- Tak. Ale jestem też... Nie wiem, czy ktoś ci powiedział... Jestem twoim ojcem chrzestnym.
- Tak wiem o tym.
- No, więc... Twoi rodzice wyznaczyli mnie twoim opiekunem - Powiedział sucho Black. - Na wypadek, gdyby coś im się stało... Oczywiście zrozumiem cię, jeśli chcesz wrócić do swojej ciotki i wuja. Ale.. No… zastanów się. Bo kiedy zostanę oczyszczony z zarzutów… to, jeśli chciałbyś mieć… inny dom...
W żołądku Pottera doszło do czegoś w rodzaju eksplozji.
- Co? Zamieszkać z tobą? – W tym momencie przez przypadek uderzył się głową w wystający kawałek skały. – Wyprowadzić się od Dursleyów?
- Nie ma sprawy, przypuszczałem, że nie będziesz chciał – dodał szybko – Rozumiem. Ja tylko sobie pomyślałem…
- Zwariowałeś? - Powiedział Harry ochrypłym głosem.
- No pewnie, że chcę opuścić ich dom a masz jakiś? Kiedy mogę się przenieść?
- Chcesz? - Zapytał. – Naprawdę?
 - No pewnie!

***

- No dalej! Stać cię chyba na więcej!
Ryknął Black, a jego głos rozbrzmiał echem po pomieszczeniu. Drugi promień światło trafił go w bok. Śmiech nie całkiem zgasł na twarzy Łapy, ale oczy rozszerzyły się ze zdumienia. W tym momencie Harry puścił Longbottoma i zaczął skakać w dół po stopniach, jednocześnie wyciągając różdżkę. Gdy był prawie na samym dole, Syriusz przewrócił się, a ciało zgięło we wdzięczny łuk i poleciał w tył przez zniszczoną zasłonę zwisającą z bramy. Gryfon dostrzegł strach wymieszany z zaskoczeniem na twarzy czarnowłosego… Zniknął.
- Syriusz! Syriusz! – Wrzeszczał Chłopiec, który przeżył. Kiedy dotknął ziemi wystartował w kierunku podestu. Lupin chwycił go w pół, zatrzymując go.
- Nic nie możesz zrobić, Harry…
- Wyciągnijcie go, ratujcie, dopiero co zniknął!
- … już jest za późno.
- Wciąż możemy go dosięgnąć!
- Nic nie możesz zrobić, nic.. On odszedł.
- Nie prawda! Syriusz! Syriusz!
 - On nie może wrócić Harry. Nie może, bo jest m…
- Nie jest martwy!!!
W tej chwili zdał sobie sprawę, że okłamuje samego siebie, a jego ojciec chrzestny nie żyje.

Po policzku Pottera spłynęła łza, głowa swobodnie opadła na coś miękkiego, a ciałem i umysłem zawładnął sen. Lestrange spojrzał zdziwiony na niego, lecz kiedy dostrzegł, że Harry zasnął uśmiechnął się delikatnie. Posmutniał, jak zobaczył na jego twarzy słoną kroplę. Starł ją delikatnie, by nie obudził młodszego chłopaka, a różdżką wyczarował pochodnie na których zapalił się ogień.
- Gdybyś wiedział... - zaczął szeptać - ... gdybyś wiedział w jaki sposób na mnie wpłynąłeś... Obiecuję, nie zostawię cię, nawet, gdy mnie odrzucisz...



~~~


To tak! Tekst napisany ukosem jest zaczerpnięty i zmieniony przeze mnie z "Harry Potter i Więzień Azkabanu" oraz " Harry Potter i Zakon Feniksa' - J.K.Rownling.

A tak wyobrażam sobie scenę na dachu budynku, między Harrym i Alexem:

4 komentarze:

  1. Hej :D
    Tak więc jestem :D
    Po pierwsze pomysł na stworzenie Alexandra jest genialny! Już wyczuwam kuzynka Draco :P Oj się będzie działo haha :D Chętnie będę wpadać częściej na kolejne rozdziały.
    W pierwszym rozdziale zauważyłam parę literówek. Piszesz np "Czego Złoty Chłopiec może szukać na Ulicy Śmiertelnego Nokturnu? W dodatku tam?", a z tego co wywnioskowałam ma być sam, albo"ale tutaj ma kuzyna, a tam nadal nikogo" i chyba powinno być nie miał ;) I inne takie, ale to tylko małe literówki :)
    Będę zaglądać częściej. Mam nadzieję, że tak jak piszesz, niedługo pojawi się coś z Drarry xD
    Obserwuję i Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    czyżby Alex zakochał się w Harrym? czyżby tym kuzynem był Draco, troszczy się o Harrego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    och czyżby Alex zakochał się w naszym Harrym? Coś mi się wydaje, że tym kuzynem będzie Draco Malfloy ;] jak widać Alex bardzo troszczy się o Harreg..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    coś mi się zdaje, że ten kuzyn Alexa to Draco Malfloy :) coś mi się zdaje, że nasz Alex zakochał się w Harrym, jak o niego się troszczy... cudownie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń